Hej, Hej!
Dziś przygotowałam dla was video na którym możecie zobaczyć to co my mieliśmy okazję zobaczyć (masło maślane!) w ostatnią sobotę. Rano wybraliśmy się na garage sale (mieszkam w Kanadzie prawie 7 lat, a to było moje pierwsze garage sale w zyciu). W drodze powrotnej wstąpiliśmy do żydowskiej piekarni, aby kupić trochę bajglów. Powiem wam, że chyba jednak wolę montrealskie. Jaka jest różnica? Montrealskie są pieczone w taki sposób, że nie ma spodu. Jeżeli chodzi o smak to montrealskie bajgle są słodsze i cieńsze, za to te które kupiliśmy w żydowskiej piekarni były bardziej słone i ciężkie. Trochę dziwne, bo w końcu montrealskie bajgle wywodzą się z kuchni żydowskiej.
Wracając do tematu – mijaliśmy hinduską świątynię i zobaczyliśmy, że jest tam masa ludzi. Wszyscy byli ubrani w tradycyjne stroje, ktoś głośno śpiewał, ktoś coś mówił przez mikrofon, no i nawet pachniało jak na ulicach w Indiach. Postanowiliśmy, że się zatrzymamy i sprawdzimy co się tam dzieje. Jakie było nasze zdziwienie gdy okazało się, że nie ma tam ani jednej białej duszy. Wzbudzaliśmy niemałe zainteresowanie błąkając się tak pomiędzy hindusami chodzącymi na bosaka. Jak już pisałam wcześniej – było tam niesamowicie głośno, jakiś pan coś mówił do mikrofonu w swoim języku, z drugiej strony stał jakiś “zespół”, a no i nie można zapominać o ogólnym gwarze, czyli rozmowach. Wybaczcie mi, ale nie wiem jak to się nazywa – na terenie świątyni, a dokładniej na terenie jej parkingu były rozłożone tzw. temple cars, czyli te wózeczki z bóstwami. Na górze stał jakiś pan, a obok stała kolejka w której ludzie trzymali talerze z owocami. Po kolei każdy przekazywał swoje dary do góry, pan coś z nimi robił, oddawał je później danej osobie po czym ta szła z przodu tego wózeczka i klękała. Poza tym było tam dużo jedzenia (darmowego). Arek poczęstował się arbuzem który jak później się okazało smakował jak kadzidełko… tak mocno tam kadzili, że aż zapach przeszedł na owoce. Na sam koniec postanowiliśmy sprawdzić co się dzieje z drugiej strony świątyni. Tam ludzie stali w kolejce aby dostać talerz pikantnego indyjskiego curry. Po chwili podszedł do nas jakiś pan i zapytał się czy chcemy trochę ryżu, na co Arek odpowiedział, “Yeah, sure, just a little bit”, po czym naszym oczom ukazał sie talerz przepełniony curry, co najmniej na dwie porcje! W czasie gdy czekaliśmy aż jedna osoba przyniesie nam ryż, podszedł do nas drugi pan i zapytał o to samo. Podczas jedzenia ryżu paluchami dostaliśmy jeszcze dwie butelki wody. Posiedzieliśmy trochę, poobserowowaliśmy i do domu, bo po południu w Toronto odbywał się włoski festiwal o nazwie Taste of Little Italy, o którym już niedługo!
Tymczasem zapraszam was do obejrzenia filmu, a “zdjęcia” poniżej to tylko zrzuty ekranu z video, ponieważ nie zrobiliśmy żadnych zdjęć!