Hej,
dzisiaj mam dla was wpis bardzo “na świeżo” – co na moim blogu nie zdarza się zbyt często, ponieważ przeważnie piszę o rzeczach które stały się kilka tygodni, a nawet miesięcy wcześniej. Jednakże koncert mojego ulubionego od lat zespołu jest czymś co nie może czekać. A o kim dokładnie mowa? The All American Rejects! Mimo że chłopaki ostatnią płytę wydali na początku 2012 roku to przed wydaniem następnej (miejmy nadzieję!) postanowili przypomnieć się trochę fanom! Odwiedzili około 10 miast w Stanach Zjednoczonych grając swoje kawałki sprzed lat. Trasa została nazwana “AAR back to school”. Chłopaki wykonali aż 14 utworów, a koncert zleciał mi tak szybko, że ledwo co się obejrzałam a scena była już pusta…
Na koncertach The All American Rejects byłam już trzy razy i za każdym razem było to inne państwo, haha 🙂 Mój pierwszy koncert to początek lutego 2009 (2 albo 3 luty), zaraz po moich 18 urodzinach (28.01) w Berlinie. Drugi raz miałam okazję zobaczyć chłopaków na żywo w Toronto w kwietniu 2012 roku. Trzeci występ to z kolei Stany Zjednoczone w kwietniu tego roku. Czyli statystycznie widzimy się średnio co trzy lata 😉
Na pierwszy koncert w Berlinie pojechałam pociągiem z mamą, bratem i trzema biletami! Co znaczy, że moja mama stała razem z nami pośród dzikiej bawiącej się młodzieży 😀 Koncert skończył się późnym wieczorem, coś koło 11pm. Pociąg powrotny mieliśmy dopiero o 4 nad ranem więc poszliśmy do McDonalnda który znajdował się na dworcu (a sam dworzec był 3 min na pieszo od sali koncertowej). Kupiliśmy sobie jakieś jedzenie i wyszliśmy na zewnątrz McDonalda żeby zająć jakieś stoliki. Był to środek nocy więc nie było tam praktycznie żadnej żywej duszy. Aż tutaj nagle na dworzec weszło dwóch facetów, w tym jeden brodaty – uderzyli prosto do fast foodu. Mądra Ania postanowiła obadać czy ją oczy nie mylą. Wyglądało to mniej więcej tak: hop do góry, z powrotem w dół, hop do góry, z powrotem w dół i tak kilka razy rzucałam głową nad krzesłem spoglądając przez szklaną szybę… Aż roześmiany Chris postanowił mi pomachać i byłam na 100% pewna na kogo patrzę haha!
Drugi raz miałam okazę zobaczyć Rejects-ów już w Toronto. Promowali wtedy swoją nowo wydaną płytę “Kids in the Streets”, której posiadam dwa egzemplarze.. Dlaczego? Gdy dowiedziałam się, że będzie nowy album od razu go zamówiłam. Wyjęłam ze środka książeczkę i wzięłam ją ze sobą na koncert żeby zdobyć autograf. Na koncercie za to dowiedziałam się, że każdy kto kupi płytę dostanie specjalną bransoletkę i po koncercie będzie mógł się spotkać z zespołem i dostać autograf. Spełnienie marzeń za $15? Jasne, że biorę! Po koncercie wszyscy z bransoletkami wylecieli z sali i ustawili się w kolejce. Na chłopaków trzeba było trochę czekać, do tego ja byłam chyba jakoś 5 od końca. Ochraniarze pilnowali aby wszystko szło płynnie i szybko więc ludzie dostawali autograf i od razu musieli opuścić ciasną salę.. Ale jako że ja byłam jedną z ostatnich i zrobiło się już luźno… postanowiłam poprośić chłopaków o zdjęcie.
Ja: Hey Tyson, can I get a photo?
Tyson: Just take it.*
Ja: But I want a photo with you.
Tyson: If you want something, just take it!**
Po czym Tyson złapał mnie za ramię i pociągnął w swoją stronę i bum! Jako jedyna dostałam zdjęcie z Rejectsami! Tyson i Nick siedzieli po brzegach stołu dlatego akurat z nimi udało mi się zrobić zdjęcie.
* “Just take it” można zrozumieć na dwa sposoby (dlatego późniejsze zdanie Tysona ma sens) – Just take it jako “po prostu zrób” (taking photos – robić zdjęcia) oraz Just take it jako “po prostu weź” (taking something – zabierać coś)
** “If you want something, just take it!” – czyli “Jeżeli czegoś chcesz to po prostu to weź” 🙂
Ja oraz Nick Wheeler w 2012 roku. (zdjęcie z Tysonem będzie niżej)
A w tym roku również mi się poszczęściło! Przed koncertem wydrukowałam sobie 4 zdjęcia z Rejectsami, zabrałam sharpie i byłam gotowa do akcji! 🙂 Koncert się skończył, chłopaki zeszli ze sceny, wiara się rozeszła, zostało może z 20 osób. I nagle Tyson czmychnął przez salę i wszedł z powrotem na scenę po czym od razu uciekł za kurtynę. Nie minęło więcej jak 2 minuty, Tyson znów pojawił się na scenie i zaczął dziękować grupce za przybycie i za życzenia urodzinowe (2 dni wcześniej obchodził 31 urodziny). Nagle mój chłopak krzyknął “Tyson”, po czym ten spojrzał na nas a ja podałam mu zdjęcia i flamaster. Tyson podpisał się na swoim zdjęciu, obejrzał wszystkie i oddał mi je z powrotem ze słowami “Wow, that’s great” aww! 🙂
Także niżej moje zdjęcie z Tysonem z 2012 roku, podpisane w 2015 roku 🙂
Niestety innych podpisów nie udało mi się zebrać, ale zabawa była przednia 😀