Cześć Polacy i Polonia,
Dziś wpis taki nie do końca kanadyjski, ale jednak trochę – no bo w Kanadzie przecież mówimy po angielsku. Tytuł taki niezbyt specyficzny, bo chcę aby ten wpis dotarł również do ludzi którzy chcą się nauczyć angielskiego wyjeżdżając do Anglii, Australii, Stanów, czy ogólnie do jakiegokolwiek innego państwa na wakacje (tym bardziej, że te sposoby można zastosować przy nauce jakichkolwiek innych języków). Oczywiście nie jestem nauczycielką, nie wiem czy którykolwiek z poniżej wymienionych sposobów komukolwiek pomoże, ale jeżeli pomogły mi to dlaczego się nimi nie podzielić? Wiem, że niektórzy mają większy lub mniejszy talent do języków, ja na szczęście należę do tej pierwszej grupy… tak mi się przynajmniej wydaje. Po prostu mam dobrą pamięć (i miłość do języków), ale niestety jestem perfekcjonistką i długo zajęło mi przekonanie się do tego, że niestety nie mówię całkiem do końca tak jak ktoś kto urodził się w Kanadzie.
Rady poniższe są bardzo “common sense”, czyli coś typu “pij wodę aby się nie odwodnić”, ale sama z własnego doświadczenia wiem, że czasami to co oczywiste jest najtrudniej zauważyć. Ok, przechodząc do sedna…
1. Czytaj książki po angielsku. Na głos. Zapisuj słówka.
Pamiętam, że jak przyjechałam do Kanady, to w przeciągu pierwszego tygodnia pobytu wybrałam się do sklepu z używanymi rzeczami i nabyłam tam dwie książki. Nie chciałam kupować nic nowego, bo potrzebowałam “głupich” książek dla nastolatek, gdzie język jest prosty, a czasami nawet infantylny. Zresztą sama miałam wtedy jeszcze naście lat, więc książki nie były takie złe ;). No i wzięłam się za czytanie, zakreślanie i tłumaczenie słówek których nie znałam. Pamiętajcie – highlighter is your friend! Czasami znajduję te swoje stare notatki i zabawnie jest spojrzeć na to ile słówek nie znałam za tamtych czasów. No i ostatnia rada w tym punkcie: czytajcie na głos! Doda wam to pewności siebie, zobaczycie z wymową czego macie problem i będziecie wiedzieć nad czym musicie pracować. Bo najgorzej jest chcieć coś powiedzieć, a nie wiedzieć jak to się wymawia i szukać kartki aby do kogoś napisać.
2. Oglądaj filmy bez lektora, z angielskimi napisami. Albo youtube.
Jak jeszcze mieszkałam w Polsce to oprócz lekcji angielskiego w szkole (nigdy nie chodziłam na dodatkowe lekcje), w nauce języka pomagały mi seriale lub filmy (sam YouTube wtedy służył mi głównie do oglądania teledysków, ale w dniu dzisiejszym może wam pomóc). Od zawsze nie lubiłam lektora, a jeszcze bardziej dubbingu, więc seriale oglądałam z polskimi napisami. Jak poczułam się pewniej, seriale zaczęłam oglądać z napisami angielskimi – pomimo tego, że słyszycie co mówi aktor, to nie zawsze jest wszystko łatwo zrozumieć. Dzięki napisom przy okazji nauczycie się pisowni. No i najważniejsze, czyli to czego nie nauczą was raczej w szkole – języka codziennego, potocznego.
3. Ucz się więcej niż jest od ciebie wymagane.
Ja osobiście miałam ogromnego pecha jeżeli chodzi o naukę języka angielskiego w szkole. Ciągłe zmiany nauczycieli czy przerabianie tego samego materiału za długo, bo 3 osoby nie rozumiały o co chodzi. Więc uczyłam się sama, nie jakoś specjalnie, tylko “przy okazji”. Czasami szukałam przepisu na pizze, to zamiast szukać po polsku to szukałam po angielsku. Czasami miałam jakieś pytanie do internetu, więc pytałam po angielsku. Nie bałam się pisać na angielskich forach (z ogromnymi błędami!) czy komentować po angielsku blogi. Dzięki temu, że dużo czytałam znałam bardzo dużo zwrotów, których nie uczyli nas w szkole i miałam lepsze pole do popisu podczas wypracowań. Przyznam wam się, że doszło do tego, że podczas pisania kartkówek czy sprawdzianów gdy nauczycielka rozsadzała wszystkich po jednej osobie w ławce – ja lądowałam przy jej biurku i tam pisałam swój sprawdzian! Moje oceny cząstkowe na semestr to były same piątki – no ale niestety poziom nauki nie był zbyt wysoki.
4. Myśl po angielsku.
Myśl po angielsku wyrywkowo w ciągu dnia. Czasami myślimy o pogodzie, czasami o kimś, czasami o głupotach, czasami o jakimś dniu, a czasami o chwili teraźniejszej. Więc dlaczego myśleć cały czas po Polsku? Nie chodzi mi o to abyście sobie w głowie tłumaczyli słowo w słowo z polskiego na angielski, bo to nie ma sensu. Najlepiej by było całkowicie wyłączyć język polski i zacząć myśleć po angielsku. To może wydawać się trudne i rzeczywiście takie jest na początku, ale z biegiem czasu będziecie gonić pociąg z myślami “oh snap, I’m gonna miss that train!”. 🙂 I to wam pomoże w przyzwyczajeniu się do języka i prostych zwrotów.
5. Rozmawiaj z ludźmi.
To powinien być punkt numer jeden. Myślenie po angielsku, czy czytanie na głos to jednak nie jest to samo co rozmowa z drugą osobą. Nie musi to być od razu native speaker, wystarczy druga osoba z chęcią do nauki. A jak wiadomo w parze zawsze wszystko łatwiej przychodzi, a przy okazji można się nawzajem pilnować. Znajdźcie sobie towarzysza i umówcie się, że w niedziele przy kawce przez 30 minut rozmawiacie tylko po angielsku. Mimo iż ja sama osobiście tego sposobu nie testowałam mieszkając jeszcze w Polsce to mogę potwierdzić jego skuteczność już tutaj, w Kanadzie. W high school na zajęciach ESL (English as a Second Language) dużo dały mi rozmowy z ludźmi którzy tak samo jak ja niedawno przyjechali do kraju. Ich angielski nie był perfekcyjny, tak samo jak i mój, a to trochę zabijało tremę i strach przed tym, że native speaker może was osądzać, bądź poprawiać. Poza tym, zanim jeszcze wyjechałam do Kanady, na jednej ze stron zrzeszających penpals znalazłam “koleżankę” z San Francisco z którą to wymieniałam się listami po angielsku.
6. Czytaj teksty piosenek, blogi, artykuły.
Dla mnie bardzo szybkim sposobem na naukę języka (co prawda niemieckiego, a nie angielskiego), było czytanie tekstów piosenek i tłumaczenie ich za pomocą translatora/słownika. Dzięki tekstom piosenek idzie nauczyć się bardzo dużo zwrotów, wymowy i ogólnie idzie bardzo się osłuchać z językiem, bo czy jest coś przyjemniejszego niż muzyka? 🙂 Ale jeżeli wolicie coś innego to zawsze można czytać zagranicznego newsa i tłumaczyć sobie częsci których nie rozumiecie. Albo zagraniczne blogi. Ale podkreślam – tłumaczcie sobie to czego nie znacie, nie liczcie na to, że “kiedyś się nauczę/zapamiętam” – tylko praktyka czyni mistrza! Nic samo nie przychodzi, a ciężka praca popłaca.
7. Możesz łamać zasady, ale najpierw je poznaj.
Czyli typowy młodzieńczy bunt objawiający się słowami “zasady są po to by je łamać”. I tak, zgadzam się z tym, czasami. Ale nie językowe. Językowe zasady są bardzo ważne i istnieją po to aby ludzie wokół mogli was zrozumieć. Język i mowa to narzędzie, a gdy obsłużycie je nie do końca dobrze to nie wiadomo co z tego wyjdzie. Sama wiem, że zasady są najbardziej nudną częścią nauki języka (bo sama osobiście się teraz kolejnego uczę), ale niestety nie da rady ich ominąć. Nie mówię tutaj o tym, że macie pocić się podczas myślenia w jakim czasie macie teraz rozmawiaćć, ale abyście wiedzieli jak skonstruowane jest zdanie w języku angielskim i no tak w miarę rozróżniali te czasy. Gdy ja mówię po angielsku to mówię jak po polsku, nie zastanawiam się nad Present Simple czy Present Continuos, wszystko przychodzi naturalnie. I wam też tego życzę.
8. Nie przejmuj się swoim akcentem!
Aby być w stanie całkowicie przejąć akcent w kraju do jakiego zamierzacie wyjechać (US, Kanada, UK), musielibyście zacząć naukę lub rozmowy z ludźmi którzy tam mieszkają nie mając więcej jak 12 lat! Im jesteście starsi, tym bardziej wasz język układa się już do akcentowania waszego “ojczystego akcentu”. Tak samo jest z logopedą do którego przeważnie chodzą dzieci z problemami wymowy, a nie ludzie dorośli. Także nie przejmujcie się tym, że mówicie z akcentem, mimo iż po setnym pytaniu “Oh, I love your accent. What’s your background?” będziecie mieli ochotę przywalić rozmówcy po czapce.
Taka mała ciekawostka – podczas lekcji Arts & Science w college uczyliśmy się na temat podważania czyjegoś pochodzenia. W wielu momentach jest to po prostu nieumyślne, ale gdy ktoś się was pyta skąd jesteście to często chce pokazać swoją wyższość, to, że ty jesteś przyjezdny, a on miejscowy. Jedna kobieta u mnie w klasie opowiadała, że ktoś się jej zapytał skąd jest, ona odpowiedziała, że z Afryki, a rozmówca – “Oh, that is cool!”, nie interesując się już tym, że Afryka to kontynent składający się z ponad 50 państw. Po tym gdy rozmówca dowie sie z kąd jesteśmy, temat często jest zmieniany, nie ma jakiegoś zainteresowania naszym krajem czy korzeniami oraz tym jak się tutaj znaleźliśmy. A czasami bywają takie przypadki, że ktoś nie ma akcentu, mieszka w Kanadzie od 2-3 pokoleń, ale jest np. Hindusem, więc niektórzy rozmówcy potrafią wiercić i wiercić, aby dowiedzieć się skąd pochodzi twoja pra-pra-babka, bo przecież może i ty jesteś Canadian, ale w sumie nie wyglądasz. Takie ot, psychologiczne podejście do sprawy.