Coraz jaśniej, wiosna idzie… (?)
Znacie to uczucie gdy w lutym na zegarku wybija godzina 18:00 a na dworze dopiero robi się szaro? Tak, to pierwsze oznaki wiosny, która nadchodzi do nas wielkimi krokami. Zaraz, zaraz… cofnij! Godzina 18 -tak, robi się szaro -tak, ale to by było na tyle! Gdzie moja wiosna, gdzie ta znienawidzona chlapa która co roku przemacza buty tysiącom feszonistek? Prognoza pogody na kilka następnych dni niestety pokazuje mi wielki minus z dwoma cyframi. Dwoma cyframi! Czyli tak od -10 do -25. Choć szczerze mówiąc nie powinnam narzekać, bo w poniedziałek temperatura wyczuwalna dosięgnęła aż -34. Tak na koniec dodając, nigdy nie pomyślałabym, że wiadomość typu “jutro ma być tylko(!) -15” wywoła tyle radości na mej buźce. Temperatury poniżej średniej mają się utrzymywać prawdopodobnie do końca marca.. I wcale nie zazdroszczę, że w moim Wrocławiu jest dziesięć na plusie.
…a wodospad Niagara nam zamarzł!
Ten widok raczej nigdy się nie znudzi – mroźna zima zamieniła wodospad Niagara w lodowe wieżowce. Niagara w takim stanie przyciąga wielu turystów ze Stanów i Kanady (źródła podają, że “z całego świata”, ale coś nie chce mi się wierzyć, że jakiś ochotnik samowolnie przyleci do trzydziesto stopniowego mrozu oglądać wodospad:)).
Rzeka Niagara wciąż płynie, także wodospad nie jest zamarznięty w całości, ale nadal wiele ludzi chce zobaczyć coś takiego na żywo. Mroźna temperatura sprawiła, że rosa unosząca się z wodospadu uformowała różnokształtne “bałwany” przy spadzie wodospadu. Pozamarzały także barierki, lampy i drzewa.
Jeżeli jesteście chętni – wciąż zapraszam, macie około tydzień aby do mnie wpaść i zobaczyć zamarznięty wodospad na własne oczy 🙂 W poniedziałek wyczuwalna temperatura wyniosła -34, dziś już trochę się ociepliło, było -26. A jeżeli jednak wolicie zostać w cieplutkim domku to poniżej wklejam kilka zdjęć abyście chociaż lekko poczuli mrozik z Kanady.
W sobotę mieliśmy trochę ambitne plany wyjechać rano, maksymalnie do południa, ale niestety nic z tego nie wyszło i wyszliśmy z domu o 14:30. Droga zamiast zająć niecałe 2h, zajęła nam chyba z 3,5h. Wszystko spowodowane było tym, że padał śnieg, a pługi jeszcze nie wjechały na ulice, więc trudno się jechało i było trochę korków. Zanim dotarliśmy na miejsce i znaleźliśmy parking zaczęło się ściemniać, więc zdjęcia wyszły.. no takie jak wyszły 😉 Ale mieliśmy chociaż okazję zobaczyć podświetlony wodospad – także nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło.
A tutaj, w lewym górnym rogu możecie podziwiać zamarzniętą latarnię. Wszystko wyglądało bardzo klimatycznie, ale niestety nie mieliśmy ze sobą statywu i nie dało się dłużej naświetlić zdjęcia bez rozmazania go..
Oświetlenie wodospadu też robiło dobre wrażenie.. ale chyba lepsze z odwrotnej strony 🙂 W świetle reflektorów było widać padający śnieg, w różnych kolorach, co wyglądało na prawdę magicznie.
A na sam koniec, wklejam wideo i zapraszam do oglądania! Zaczynając od wyjścia z domu, poprzez odśnieżanie samochodu/podjazdu i różnorakie drogi aż do samego wodospadu Niagara. Na sam koniec restauracja TGI Fridays w której zamówiliśmy zupę krem brokułowy, który raczej wyglądał i smakował jak sos brokułowy w którym staje łyżka. Ale cóż, restauracja amerykańska, więc wszystko tłuste i wypasione. Poza tym wspólny talerz skrzydełek w stylu Buffalo, stuffed potato skins (pieczone ziemniaki faszerowane bekonem i serem żółtym) oraz smażonych na głębokim oleju mozarella sticks. Nie muszę chyba wspominać, że mój wrażliwy żołądek cierpiał następnego dnia?
I jak, chętni do przyjazdu czy wystarczyły wam zdjęcia i wideo? 🙂