Date: Thursday, Jan 2 2014
Place: Bocas del Toro, Panama
Sleep: Heike
Ostatni wpis z podrozy dodalam 20 listopada… opisalam tam troche Bocas Del Toro, ale nie mysle, ze ktokolwiek z czytelnikow moglby pamietac cos na ten temat, wiec odsylam do poprzedniego wpisu, aby poznac wyspy Bocas Del Toro.
Pierwszego dnia mielismy kiepska pogode, za to nastepnego swiecilo ladne sloneczko 🙂 Na mnie miejsce nie zrobilo dobrego wrazenia, ale daje mu druga szanse. Dlaczego? Byl to 2 grudnia, wiec bylo strasznie brudno, nikt nie wzial sie jeszcze za sprzatanie ulic po imprezach. A ze miejsce jest typowo surferskie to imprezy sylwestrowe pewnie trwaly cala poprzednia noc.
Rano budzimy sie w naszym hostelu o nazwie “Heike”. Hostel jest bardzo kolorowy, ma dlugi balkon z krzeslami na ktorym mozna zjesc sniadanie lub posaczyc piwo. My decydujemy sie na sniadanie ktore jest w cenie pokoju 🙂
(ps. na moich porannych zdjeciach macie wyjasnienie dlaczego bloga nazywa sie “Panda” – odwiecznie podkrazone oczy:))
Zaraz po sniadaniu uciekamy na miasto i szukamy miejsca z ktorego odjezdza autobus na plażę Boca del Drago.
Z miejsca w ktorym wysiedlismy nadal trzeba isc z 20minut. To co mijamy po drodze wyglada zachecajaco na tyle, ze caly czas chcemy isc, aby zobaczyc co bedzie nastepne. Naszym głównym celem jest Playa Estrella – czyli “plaża gwiazda”. W następnym wpisie dodam zdjęcia z Playa Estrella na której można spotkać rozgwiazdy.
W drodze powrotnej nie moglismy przejsc sie juz ta kladka, poniewaz zakryl ja przyplyw.
Plaze byly bardzo waskie, ale to wcale nie zabieralo im uroku – wrecz odwrotnie. Wygladaly bardzo dziewiczo, lecz to tylko wrazenie, poniewaz z drugiej strony roilo sie od sprzedawcow i barow ktore sprzedawaly drinki a nawet miejsca na lezakach.
Na plaży spędziliśmy cały ranek, nałapaliśmy trochę fal – niestety tylko na wlasne plecy, ponieważ deska to jak na razie dla mnie za duzo – moze kiedyś 🙂 Przed odjazdem kupiliśmy jeszcze lekki obiad i wróciliśmy do miasta.
Recykling na calego:)
Nie marnując ani chwili udaliśmy się do portu aby znaleźć łódkę która zabierze nas na Isla Bastimentos, na której znajduje się podobno jedna z najładniejszych plaż w tym rejonie – Red Frog Beach. Po dopłynięciu na miejsce znów czekała nas wędrówka wśród palm.
Czy Red Frog Beach jest rzeczywiscie jtaka ladna? Owszem, jest 🙂 Ale glownie dlatego, ze jest szeroka, ma dosc ladny piasek (niektore plaze mialy ciemniejszy) i dostep do fal. Czasami może być tam zbyt tłoczno, ale wystarczy oddalić się 5 minut dalej i mamy piasek tylko dla siebie.
Więc wybralismy sie z dala od wszystkich i porobilismy troche zdjec – Zostawiam was z moja osoba i moim spalonym nosem 🙂
A tutaj dzielny pan fotograf
Okolica byla na prawde bardzo przyjemna i dziwi mnie to, ze w ciagu niecalych 2h ktore tam spedzilismy minelo nas moze z 5 osob.
Arkadiusz walczacy z falami i GoPro 🙂 W nastepnym wpisie pokaze wam zdjecia z plazy na ktorej widzielismy pelno rozgwiazd!
Po wszystkim udalismy sie z powrotem w jakies “cywilizowane” miejsce, aby ugasic pragnienie swieza woda z kokosa. I tak, przy kokosie az oczy wychodza :))
W drodze powrotnej mielismy okazje wysiasc na jeszcze innej wyspie, ale wtedy raczej nie mielismy szans na powrot do hostelu tego samego dnia. Z racji tego ze nie bylismy zbytnio przygotowani na cos takiego, zostalo nam wrocic do siebie, a reszte ogladac z lodki 🙂
Po powrocie udalismy sie na miasto cos zjesc i pozwiedzac. Nizej kilka zdjec:
Oprocz Heike, hostel Mondo Taitu byl nasza druga opcja. Ale niestety na zadna z nocy nie bylo miejsca dla dwojki.
Jak wczesniej wspomnialam, w nastepnym wpisie dodam zdjecia z plazy na ktorej bylo pelno rozgwiazd. Mozliwe nawet, ze postaram sie zmontowac jakies video. Stay tuned!